Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/129

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 119 —


— Wypuść dwukropek serdeńko, bo kopnę...

Czasem po takiej rozmowie dwukropek wyleci, a czasem nie, kopnąć zaś takiego żelaznego indywiduum nie można, bo sobie człowiek złamie nogę, nie jemu. Bardzo jednak kocham moją maszynę i ona też mnie rada widzi, gdyż się z nią obchodzę delikatnie, z czułością, jak kochanek niewiasty, od której uciekł małżonek i strajkuje. A żem poznał, jako i my wszyscy, że byle trochę dobrej woli, człowiek mógłby zostać łacno nie tylko zecerem, ale nawet stolarzem, więc się ku niesłychanemu zdumieniu bardzo przeze mnie miłowanych panów zecerów, pokazało, że w czasie strajku jest więcej zecerów, niż maszyn, na którychby mogli drukować nie tylko ci, co chcą, lecz i ci co umieją. Ja z mojej strony postanawiam się „wyzwolić“ w tym fachu, w każdym zaś razie w dniu, w którym wróci pan zecer i powie:

— Sługa uniżony, już nie jestem hrabią! — będę mógł udzielić mu pewnych fachowych wskazówek na temat ulepszeń.

Taka hucząca, dobra i mądra, choć nieco histeryczna maszynka, jest to jednakże tylko pisklę wobec straszliwej, złowrogiej maszyny rotacyjnej, która w ataku elektrycznego szału porywa w stalowe łapy kilometrowy zwój papieru, potarga go, potnie, zapisze odrazu na szesnastu stronicach i rzuca gazetę, gotową do wysyłki. Myśleli sobie tedy szanowni strajkujący: złożyć,