Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/72

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



GRZECH MÓJ



Zgubiłem grzech, bezcenny klejnot z mych klejnotów,
Kiedym gonił rusałkę nagą między skały,
Rękoma rwąc jej w biegu pasma złotych splotów,
Usta własne zębami krwawiąc, oszalały.

Zgubiłem grzech. Na oczach mętne mam dziś szkliwo,
Nic nie słyszę i chodzę, jak człowiek w malignie;
Jak ślepe ptaki myśli moje lecą krzywo,
Snów nie mam, żadna moc mnie lotem nie podźwignie.

Rozesłałem w przepaście i urwiska gońce:
Oto mi jeden przyniósł tęczę z wód uśmiechu,
Dyament przyniósł drugi, trzeci przyniósł słońce,
Wszyscy rozpacz, bo żaden nie odnalazł grzechu.

Łez nie ronię w straszliwym dnia mojego mroku,
Bowiem większa jest zguba, niźli moc żałoby.