Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/183

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 177 —

stkich, którzy odczuwali radość życia w ramionach panny Andziulki, jeszcze za jej panieńskich czasów, musiałby wymordować pół miasta. To się mogło nie odkryć, musiało się jednak odkryć dziecko, które się chowało zdrowo i szczęśliwie na pociechę i koszt całej tej połowy miasta. Szczygieł to wiedział, bo kiedyś od Kalickich odnajmował mieszkanie, nieszczęście jednak chciało, że z początku uważał całą sprawę z Chrząszczem za zwyczajny malarski romans, który się kończy po dwóch tygodniach z trzydniowem wypowiedzeniem. Potem, kiedy już cała sprawa zaszła bardzo daleko, trochę się bał mieszać w tę historję, uważał bowiem za niemożliwość, żeby który z nas nic znał historji tej wspaniałej rodziny, której głowa siedziała w kryminale, co dało sposobność starej wiedźmie do noszenia żałoby. Stara ta rajfurka handlowała córką, w rezultacie zaś do jakiejś ciemnej historji trzeba było tego aniołka wydać za mąż. Strach pomyśleć.

Chrząszcz siedział całymi dniami, nie mówiąc do nikogo ani słowa i patrząc w okno, myśmy zaś jak kruki znosili pożywienie; zacny Eustachy pracował, jak wół i żywił całe konsorcjum, kochany, dobry malarz. Naradziliśmy się z nim po cichu, co zrobić z Chrząszczem? Trzeba było pomyśleć o jakimś rozwodzie, Pan Bóg jeden wiedział jednak do kogo i z jakiemi pieniądzmi z tem się