Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/184

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

i teraz nie słyszałem najlżejszego szmeru. Pospieszyłem bezzwłocznie do okna — zastanowiłem się przez chwilę, gdyż w wysokości ucha mego usłyszałem wyraźnie mruczenie jakieś. Odwróciłem się — tuż obok mnie stała Bast, kocia głowa bogini, o której matka twierdzi, że umie fruczeć. Nie słyszałem nic więcej, była to może tylko jakaś chwilowa halucynacja. Poszedłem dalej do okna, wyglądnąłem. Tuż pod oknem siedział szary kot, który potem zwolna powstał i spokojnie szedł dalej. Widocznie skok z pierwszego piętra na kamienie wcale mu nie zaszkodził. Nie mając świadomości właściwej przyczyny postępowania mego, zbiegłem po schodach, otworzyłem bramę i wyszedłem na ulicę; widziałem, jak kot o parę kroków dalej przekroczył trakt uliczny. Szedłem za nim w pewnem oddaleniu. Szedł przez ulicę, jak gdyby miał jakiś cel określony. Nie zakradał się kocim sposobem wzdłuż domów, lecz spokojny i dumny szedł środkiem bezludnych zupełnie ulic.

Zastanawiałem się nad tem, w jaki sposób mógł się był dostać do domu naszego. Bo aczkolwiek matka bardzo lubi wszystkie koty, jednak nigdy żadnego w domu nie miała. Zrozumiałem nareszcie, dokąd zwierzę zmierzało. Szło wprost na cmentarz —— może chce tam kłusować, myślałem. Tuż przed