Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/160

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

podnosi się tygrys z ciemnego swego kąta, zbliża się, przesuwa się przed kratami i wydaje z siebie dziwne tony. Dlaczego lwy morskie płyną przez wodę, wyłażą na brzeg i okazują najwidoczniej radość swą. Wszak wiedzą doskonale, że matka nie przynosi dla nich ryb, podobne jak dzikie zwierzęta wiedzą, że nie ma dla nich surowego mięsa!

Jedyne w ogrodzie zwierzę, które nie podziela tego nastroju radosnego, jest zarazem owem, które matka obdarza szczególną swą łaską. Należy do rasy dzikich, andaluzyjskich kóz górskich z Sierry Newady, jest to olbrzymi, szarawo-biały kozioł. Drab ten stoi gdzieś z tyłu na skale i ani myśli zejść, podczas gdy kozy doń należące spierają o łakocie, które matka im podaje. Starego musi wołać, prawie prosić, by zeszedł. Wreszcie decyduje się, schodzi bardzo majestatycznie, zbliża się zwolna, miarowym krokiem, ku kratom. Bierze wprawdzie cukier: ale bierze go tak jak gdyby sprawiał tem wielką łaskę. Ma wspaniałą brodę, wielki, krzywy nos i parę szarych oczu. Krótkie rogi sterczą nad kudłatemi uszyma — rzeczywiście stary drab wygląda zupełnie po ludzku, jakby sam wielki bożek Pan. Czuć go, to prawda, i matka chętnie wyciąga flaszeczkę z wodą kolońską, by go nieco pokropić.