Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/127

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Nikt się nie odezwał, nic się w sali nie ruszyło. Z morza odezwał się brzydki krzyk mewy.

Przeszły minuty. Marja wybuchła krótkim śmiechem — potem umilkła znowu.

Wreszcie zaczęła:

„Nie znam się dobrze na procedurze procesowej, lecz wiem, że po prokuratorze zwykł przemawiać obrońca. Panowie rozdzieliliście dobrze wszystkie role — zdaje się jednak, żeście przeoczyli tę funkcję. Nie życzycie sobie nawet, żebym objęła własną obronę — inaczej bylibyście mnie do tego wezwali i nie bylibyście mnie zaraz prosili o wyrok. Podporządkowuję się waszym życzeniom, moi panowie; rezygnuję z wszelkiej obrony. Dalej jestto z pewnością rzeczą zupełnie niezwykłą, żądać od oskarżonego, by siebie samego sądził. Przypuszczam, że ma wówczas chyba prawo, odwrócić tę czynność sędziowską. Byłoby to besprzecznie najwygodniejszem dla mnie. Widzicie, moi panowie, analogja mego wypadku z waszym andaluzyjskim roznosicielem trucizny ma wielką dziurę — dziwię się, żeście jej nie spostrzegli. Bo w rzeczywistości biedak ten wcale nie był — własnym sędzią. Duchowny go sądził i skazał, gdy go przekonał o tem, że sprawiedliwość boska żąda śmierci jego, która jedynaby uwolnić mogła ludzkość od niebezpieczeństwa zarazy. Rola Jorga Quintera polegała