Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/102

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Hrabia Thun westchnął: „Istne nieszczęście — mogę dostać tylko indyjskie preparaty — i to o cenach niedostępnych.“

„Domyślałam się“, rzekła pani Marja, „dlatego się pytam. Mam tu najlepsze chińskie opjum — poślę je panu do pokoju, hrabio!“ Przerwała, śmiejąc się. „Lub czy to może próba przekupienia sędziego?“

„Nie jesteśmy sędziami pani“, rzekł dr. Loewenstein. „Istnieje tylko jeden człowiek, któremu wolno sądzić panią — a imię jego usłyszysz pani wnet! Proszę czytać dalej.“

Pan dell’Greco wziął w ręce dalsze kartki. „Oto wycinki z gazet i tygodników, z broszur i książek — które wszystkie traktują o sztuce pani Marji Stuyvesant. Są to warjacje na temat ten w wszystkich tonacjach i barwach, w jednym punkcie zaś wszystkie się zgadzają: mianowicie, że podkreślają zdumiewający wpływ sztuki tej. I w tem też, że wpływ ten jest najfatalniejszy, jaki kiedykolwiek artysta wywierał. ,W ciągu długich pokoleń‘, piszą, ,nie będzie można oprzeć się tej truciznie! Najpowabniejsza strona sztuki tej tkwi w tem, że lekką stopą wkracza w świat, który, by użyć słów Szylera, bogowie łaskawie okrywają ciemnością i grozą‘, i opisuje go w sposób bynajmniej nie odstraszający. Wszystko jest naturą, nic nie jest nienaturalnem — oto dogmat