Page:Demon (Michaił Lermontow).djvu/9

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

Kiedy on nie znał co to trwoga,
Kiedy mu oko gorzką łzą
Nie zapłynęło, — kiedy jeszcze,
Czasu początek ledwie był...
Wspomnieć te chwile — błogie — wieszcze,
Brakło mu chęci, brakło sił!


II.

Od chwili buntu, gdy strącony
W bezdnach przestrzeni hardy legł:
Widział on czasów już miljony,
Tak mu za wiekiem płynął wiek.
Atomu, ziemi, pan bez granic,
Daremnie szerzył grzech i błąd,
Daremnie Bóstwo chciał mieć za nic;
Żadnej korzyści nie miał ztąd!...
Choć w serce ludzkie, w złości szale,
Szczepił występku ziarna swe;
Zadowolnienia nie czuł wcale,
Wstręt go ogarnia czynić źle!


III.

Nad Kaukazu dziś szczytami
Wygnaniec raju płynął w dal.
Lśnił Kazbek śniegu brylantami,
A Terek blaskiem swoich fal!