Page:Demon (Michaił Lermontow).djvu/52

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

W dzień, pełzające spotkasz gady,
Jaszczurek spłoszysz cały rój...
A kiedy księżyc wejdzie blady,
Puchacz — głos słyszy tylko swój.
Zginęły nawet ślady ludzi,
Surową dłonią starł je czas.
Zmarli — i nic ich nie obudzi,
Już się nie zjawią pośród nas!
Lecz niewzruszony jak opoka
Na której stoi pośród chmur,
Przybytek Boży — tam z wysoka
Strzeże tajemnic owych gór!
Od wieków w nim zamarło życie,
Choć słońce blaski sieje swe —
Lodowce iskrzą się na szczycie,
Wicher tumany śniegu rwie.
A chmur całunem upowity,
Potężny Kazbek, w łonie swem,
Kamiennych grobów kryje płyty —
Gdzie śpią umarli wiecznym snem!


KONIEC.