Page:Demon (Michaił Lermontow).djvu/29

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

VII.

Już upowite w mgieł zasłony
Góry i pola, rzeki — bór —
I niebotycznych drzew korony —
Panu wszechświata szumią chór!
Tę pieśń dziękczynną uwielbienia,
W której brzmi radość, wdzięczność, cześć,
Którą od pierwszych chwil stworzenia,
Ziemia i Niebo spieszą nieść.
Po nad klasztoru tam murami,
Na szczycie nagich górskich skał.
Szarpany uczuć wybuchami,
Milczący Demon cicho stał!
I lękał się zakłócić ciszę,
Cmentarny spokój murów tych —
Pokalać świętość — a chwilami,
Pragnął się wyrzec chęci swych!
I krążył zwolna, zamyślony.
Lecz do klasztoru nie chciał iść —
Aż jego tchnieniem przerażony —
Na krzaku róży zadrżał liść.
Przystanął Demon. Po nad głową
Z okna Tamary bije blask —
Wraca namiętność falą nową —
Miłości ziemskiej pragnie łask!
I oto, w nocy owej ciszy,
Płynie czyngary dźwięczny ton,