Page:Demon (Michaił Lermontow).djvu/25

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

I przez marzeń zwodną marę,
Oplątuje duszę w sieć!
Dla mnie niema już na ziemi,
Błysku szczęścia jasnych dni.
Pragnę łzami gorącemi,
Zmazać grzeszne moje sny.
Wśród klasztornych murów ciszy,
Wśród pokuty ciężkich prób,
U przeczystą krwią oblanych,
Zbawiciela świętych stóp! —

II.

 
I zamknięto w skromnej celi
Słabe ptasze Gruzyi pól,
Drogie szaty już z niej zdjęli,
Ma za pokarm chleb i sól.
Próżno czoło w prochu tarza,
Próżne modły, na nic łzy,
Świętość miejsca duch znieważa,
Powracają zwodne sny.
W uroczystej chóru ciszy,
Ucho chwyta dziwny szmer —
I wśród modlitw ona słyszy,
Głos co z górnych płynie sfer. —
Błyskawicznie — przed oczami
Zamodlonej — on jak cień
Wśród kadzideł dymu, mami
Wzbudza siłę serca drżeń!