Page:Nałkowska - Książę.djvu/234

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
226
 


Dziś już rozumiem ból głodu, kiedy wygląda przez pobielałe od żaru pieców oczy pracowników. Słyszę żelazny jęk fabryk, olbrzymów wziętych w niewolę i zamienionych okrutnie w piekielne, wyszukane narzędzia tortury, słyszę krzyk przerażenia, płynący z głębi kopalń, skąd konie nie wychodzą nigdy, a ludzie tylko w nocy, gdy niema słońca. Rozumiem ból straszny krwią oblanych, w kajdany spętanych miast. Czuję stłumione łkanie ziemi, pokrytej zbożem, trawą i kwiatami, ziemi pokrajanej i zabranej. Rozumiem dziką trwogę nocy, które patrzą na nędzę beznadziejną, ten grzech straszny przeciw radosnemu misterjum życia, — rozumiem smutek dni, oświetlających ślady potwornych wydarzeń, które zaszły pod osłoną nocy. Mam w sobie samej ogromny płacz natury męczonej, natury kochającej życie, a osaczonej zewsząd przez śmierć i zniszczenie — —