Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/84

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 78 —

albo list. Roli się też nigdy nie potrzebowała uczyć, gdyż każda nowa jej rola zaczynała się od słów w szlachetnem zapytaniu: „Pani dzwoniła?“ — kończyła się zaś w tej samej scenie patetycznem oznajmieniem, w równie szlachetnym stylu: „Powóz zajechał“.

Nos miała nieco zadarty, co jej przeszkadzało w teatralnej karjerze, pozatem oryginalność wyjątkowego jej talentu polegała na tem, że zawsze z pasją, a szczególnie w sztukach wierszowanych mówiła: „kużdy„ i „inszy“, przy czem dla wyrazów obcych miała w ich wymawianiu pomysłowość wprost niedocieczoną. Kiedy w jakiejś stolicy, liczącej trzystu mieszkańców i prawie tyleż nierogacizny, grała raz naprawdę wielką rolę, okazała prawie panna Zosia Karmelek pewną oryginalną samodzielność myślenia, kiedy uparła się i za nic w świecie nie chciała powiedzieć: Jan bez Ziemi, — tylko: Jan bez miejsca, — czemu logicznej racji odmówić niepodobna. Osoba ta wyróżniała się poza tem jako ciekawy fenomen natury, gdyż regularnie co tydzień miała inną matkę, do której przy ludziach mówiła: mateczko! — na osobności zaś czułości jej dziecięce wyrażała się w takich mniejwięcej apostrofach do matki: „Jak pani Józefowa będzie przy gościu nos wycierać w spódnicę, to połam pani nogi, jutro sobie znajdę