Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/77

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 71 —

boskiem przysięgam, które widzi, bo bez świadków daję, że mu je oddam w całości tego samego dnia, aby temi pieniędzmi polepszył los ukochanej żony swojej i jedynaka syna Józefa, Marka, Aureljusza. Jeszcze raz przysięgam pod karą boską, że mu to oddam bez żadnego szachrajstwa i kręcenia, bośmy już takich widzieli, co tylko pieniądz do ręki a już go niema, bo z lafiryndą uciekł i na dobre mu powiem, aby użył, nie z koleżkami, bo to pieniądze nie kradzione, tylko krwawica to jest i siódmy pot i nigdy byłby tego nie dostał, gdyby się był nie ożenił. Przebaczam ci, Szymciu, co twój przyjaciel słyszy i podpisuje imieniem i nazwiskiem...“

Sonetu najpiękniejszego nie pisałem z taką radością, jak ten cyrograf, pod którym podpisałem się zamaszyście i z niesłychaną kawalerską fantazją. Ciocia zdarła pazurem nieco tynku ze ściany, przysypała to, dmuchnęła i przeczytała raz jeszcze i bardzo jej się styl własny musiał podobać, bo niebo jej się otworzyło w oczach. Trochę kaprawe niebo, ale zawsze niebo; potem daje mi banknot, na którym była nietylko „krwawica i siódmy pot“, ale i masło i łzy i inne takie paskudztwa; wreszcie mówi:

— Pan nie jest taki zły jak pan wygląda, to też mi pan jeszcze jedno musi przyobiecać.

Myślę sobie w tej chwili, że jak mi baba za-