Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/45

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 39 —


— Albo majątek, albo kryminał, — pomyślał, — raz trzeba skończyć...

Wydobył z kieszeni ogromny sznur pereł i położył je ostrożnie na szkle stołu.

Jubiler wziął je w rękę, wciąż uśmiechnięty i ważył je wesoło.

— Owszem, — rzekł, — mogę kupić, ale wszystkie.

Niebo się otworzyło przed Kierczem. Jubiler zaś patrzył na niego z nadzwyczajnym uśmiechem.

— Ile pan chce za to?

Kiercz obliczył już dawno.

— Miljon dwa kroć! — rzekł dobitnie, w myśli zaś postanowił owe dwa kroć opuścić przy targu.

— Dam panu... co by tu panu za to dać? Widzi pan, trzeba mi tych pereł na prezent dla kucharki. Dam panu dwadzieścia franków... Dam trzydzieści bez targu. Ale żart się panu udał. Ten miljon był doskonały!...

I począł się śmiać na całe gardło.

Kiercz pobladł, jak śmierć.

— To te perły są fałszywe?...

Jubiler spoważniał.

— Jakto? pan o tem nie wiedział?

Kierczowi coś się stało w gardle i nic nie