Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/40

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 34 —

stosować tedy począł częściej tę leczniczą metodę. Po kilku tygodniach nie mijał już ani jeden dzień bez takiego „kwadransu dla zdrowia“, co miało skutek, zgoła poważny. Krzyki pani Kierczowej wybiegły na ulicę, z ulicy do konsystorza i oto pewnego dnia pan Kiercz pozostał samotny, otrzymawszy separację od stołu i łoża, z tych dwóch bowiem sprzętów po za trumną, składa się ulegalizowane życie ludzkie.

Wtedy zaczął bijać służącą, od której otrzymał separację jeszcze łatwiej.

Został wreszcie zupełnie sam i wtedy pierwszą jego myślą była myśl szczęśliwa o tem, że będzie się mógł wyspać.

Przez cały dzień oglądał swój skarb: dotykał każdej perły, sto razy z rzędu je liczył, obliczał wartość każdej z osobna i wszystkich razem; oświetlał je z różnych stron, wkładał je na szyję i wystawał godzinami przed lustrem. Pod wieczór zaś zajął się dziwną robotą: odwrócił łóżko do góry nogami i w jednej z nich począł wiercić mozolnie dziurę; zmęczył się i spocił, wreszcie jednak, owinąwszy perły starannie watą, wetknął je w otwór nogi, zabił go deszczułką, odwrócił łóżko i legł na niem naprawdę po raz pierwszy.

Chciał zasnąć. Śmiertelne zmęczenie zmie-