Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/28

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 22 —

targał serwetkę i myślał, coraz więcej zmęczony, tak, że wreszcie z trudem podniósł się z krzesła. Czekał teraz tylko szczęśliwej chwili natchnienia, wiedząc o tem, że czasem i rozpacz wcale udatne miewa pomysły; wiedział i o tem także, że czasem najgłupszy i najprostszy pomysł jest w praktyce genialnym, kiedy mu więc pozostała chwila swobody i kiedy na moment pozostał samotnym we wspólnej małżeńskiej sypialni, zdjął szybko but i włożył perły do jego obszernego wnętrza. Czuł, że jest w tej chwili bardzo blady, więc odwracał twarz od światła, kiedy połowica przyszła legnąć w łożu, jak szczęśliwy dzik w miękkiem, ciepłem bagnie. Jęknął nagle sprężynowy materac i po chwili cisza zaległa, równo oddychająca.

Pan Kiercz nie spał; nasłuchiwał czujnie miarowego oddechu żony, sam zaś udawał gwizdem przez nos, że i jego sen ogarnął; oczy szeroko otwarte wymierzył na but i pilnował go wzrokiem, niezmiernie czujnym Rozmyślał równocześnie nad tem, co on ma teraz właściwie uczynić?

Rozpacz spojrzała na niego z mrocznego kąta pokoju. Zasnąć nie mógł, bo a nuż zmęczony do ostateczności, będzie nazajutrz spać długo, a służąca zabierze rano buty, z których jeden wart był miljon?! Bał się poruszyć, aby