Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/27

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 21 —

kawicznym ruchem. Pojął, że stracił rachubę czasu i przesiedział tu pół godziny co najmniej, w każdym razie troskliwość żony była uzasadniona. Uspokoił ją tedy czemprędzej.

Pan Paweł poczuł się jednak wkrótce naprawdę chorym; panował nad sobą siłą woli, czuł jednakże, że się siły jego wyczerpują i że zdenerwowanie nie da się ukryć; uśmiechał się wprawdzie wesoło, dziwną aktorską sztuką, ale ręce mu drżały nieznośnie. Jeść nie mógł nic, a musiał, żeby nie okazać, że coś się w nim zmieniło, — jadł więc z rozpaczą i trudem; zdawało mu się, że własnemi szczękami własne obolałe żuje serce. Czuł jednakże, że z każdą godziną jest mu gorzej, zaczynał się bowiem obawiać nocy.

Co on zrobi z perłami? W ubraniu ich nie pozostawi, choćby dlatego, że mu żona zawsze w nocy przeszukuje kieszenie, pod poduszką ich nie schowa, bo może jej wpaść do głowy wsadzenie ręki pod jego poduszkę. A niechby tak na dobitek nagła żądza u połowicy i wizyta w jego łożu? Ha! Pan Kiercz czuł że dostaje gorączki.

Zwlekał, jak tylko mógł chwilę udania się na spoczynek, chcąc zyskać na czasie, potrzebnym mu do ułożenia planu. Miał ich tysiąc, a żaden nie był dobry. Mrużył oczy nerwowo,