Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/21

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 15 —

Paweł Kiercz krzyknął wedle metody drugiej, uczynił to raczej ze względu na wyjątkowość rzeczy zgubionej, instyktownie zaś jako mędrzec, zastosował metodę mędrców, najkompletniejszą, przezorną i ze wszystkich metod najpewniejszą.

Powóz już był daleko, a on jeszcze stał, właściwie zaś to mu wzruszenie odebrało władzę w nogach. Znam to uczucie z czasów, kiedy mi przyniesiono wiadomość, że wygrałem miljon na loterji, co się potem na szczęście okazało nieprawdą, musiałbym bowiem wtedy zapłacić krawca, co jest przeciwnem ludzkiej naturze i niezgodnem z poczuciem sprawiedliwości.

Po chwili dopiero zwrócił pan Kiercz wzrok naokół, zbadał, że nikogo nie ma w pobliżu i że nikt, prócz niego nie widział; na wszelki wypadek jednakże, zanim się zbliżył do tego miejsca, gdzie w prochu ziemi walały się perły, uczynił parę kroków tam i z powrotem, chociaż nogi się pod nim trzęsły, a na czoło wyszedł rosisty pot. Serce uderzać w nim poczęło zupełnie nierytmicznie, zaś fala krwi uderzyła mu do głowy, kiedy się pochylił, zgarnął ręką ogromny sznur pereł i nawet na nie nie patrząc, — gdyż wzrok miał ustawicznie, a czujnie zwrócony przed siebie, — ukrył je w kieszeni.

Coś się w nim w tej chwili załamało, jakby