Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/205

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 199 —

życie tak nie znosi artystycznej hołoty. Życie wygląda czasem jak opuchły dorobkiewicz z grubym, apoplektycznym karkiem byka, syty i arogancki, — jakżeż więc może uczciwy człowiek przejść obok takiej figury spokojnie?... A czasem to aż złość bierze.

Co komu taki nieszczęśliwy Szymon Chrząszcz zawinił, aby się na niego wszystkie waliły nieszczęścia? Muchy nie zabił w swojem życiu, dzielił się kawałkiem ostatnim chleba, serce by rozkroił na połowę, gdyby czego innego już dać nie mógł i co miał za to? Trzydzieści dwa lata chodzi głodny, bo ma wielki talent, chodzi obdarty, bo nikogo nie obdarł, a kiedy się biedakowi zdawało, że dopłynął do szczęśliwej przystani, gdzie go oczekiwać miała kochana z całej duszy kobieta — przestrzelił sobie tylko płuco na wylot. Charczał długi czas, tak, że się zdawało, że wypluje z krwią to nieszczęśliwe serce, które nawet kula ominęła; posiwiały mu włosy na skroniach, oczy uciekły w tył, ręce mu drżały nieznośnie.

Miał biedak za swoje. Uczciwy malarz to się nawet porządnie zastrzelić nie może, bo taki już jego los. Jakiś złodziej burżuj, który się dla sensacji strzela, to ma przynajmniej wspaniały rewolwer i rozsadzi sobie głowę, jak na zamówienie, precyzyjnie i bez wielkich oszpeceń, bo