Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/19

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 13 —

Paweł dla rekompensaty, gdy nagle w tejże chwili — skamieniał. Zdarzyło mu się to wprawdzie po raz pierwszy w życiu, ale skamieniał. Stało się to, ni mniej, ni więcej, tylko dlatego, że w owej chwili, kiedy baczny wzrok zwrócił na arystokratyczne emblematy i już począł wskutek tego błyskawicznie rozumieć sztywne, wielkopańskie wyrzucanie nóg końskich, podobne do wyrzucania nóg tabetycznego księcia, — ujrzał nagle osuwający się z powozu na stopień, a ze stopnia na ziemię, długi, wspaniały, przepyszny sznur pereł.

Krzyknął pan Paweł mimowoli zduszonym głosem, jakby tem chciał zwrócić uwagę siedzącej w powozie matrony, powóz jednak potoczył się dalej.

Można, a nawet należy poczynić w tem miejscu spostrzeżenia, jak postępować zwykł człowiek, który widzi, że inny, przed nim idący, cośkolwiek gubi. Oto tak: człowiek głupio uczciwy i lekkomyślny, rzuca się w te pędy, podnosi rzecz zgubioną i biegnie co sił, aby dogonić poszkodowanego, którego z przyrodzonej głupoty zawsze dogoni, ten zaś jest wtedy bardzo rozczulony, bardzo wzruszony, ale patrzy na znalazcę z politowaniem i myśli sobie w duszy zawsze jedno: „idjota, ale dobrze, że oddał!“