Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/188

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



Kiedy we dwa lata po straszliwej małżeńskiej awanturze Chrząszcza, dostał najwierniejszy przyjaciel nasz, mistrz Eustachy Szczygieł złoty medal na jednej wielkiej wystawie, przyszliśmy do niego w deputacji, aby mu wytłómaczyć, że się powinien powiesić, w ten bowiem sposób nie przeżyje swej sławy. Ponury ten człowiek zdradzał jednakże żywiołową ochotę do życia, zupełnie niepojętą u człowieka, który czynił wrażenie, jakby tylko na przeciąg dziennych okresów dostawał urlop z tamtego świata. Miał on jednak naogół szczęście, o którem mówił, że je zawdzięcza jedynie swej radosnej pogodzie ducha i złotemu swemu humorowi. Przybłąkał się do niego jakiś szlachetny mecenas dziwnego nabożeństwa, który przesiadywał u niego godzinami i obaj wogóle nigdy do siebie nie mówili; mecenas patrzył jak Szczygieł malował, potem go prosił na kolację, gdzie obaj w dalszym ciągu nie gadali do siebie i zazwyczaj obaj upijali się ze znakomitą dokładnością. Czasem on Szczygła, czasem Szczygieł jego odprowadzał do domu,