Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/17

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 11 —

biedz za dorożką, zawsze mimo to dojrzał, że dorożka, której woźnica jest ospowaty i ma na czerwono zaogniony wrzód po lewej stronie nosa, jej koń zaś posiada lewe oko w stanie zupełnie nieczynnym, prawe zaś w stanie najzupełniej biernym, — nosi numer taki i taki.

Cyfry te, nic na pozór nie mówiące człowiekowi o małem, albo też żadnem filozoficznem wykształceniu, tworzyły dla pana Kiercza kanwę do snucia głębokich rozmyślań. Ważył jesto w mózgu, szukał ukrytych między niemi i przypadkowym pasażerem skojarzeń, niesłychanie subtelnym rachunkiem starał się z nich wylogarytmować wiek konia, lub wyprorokować przyszłe losy automedona. Nie wspominam już nawet o rozmaitych pobocznych dygresjach filozoficznych, które pan Paweł długim snuł łańcuchem...

Czyż to nie był człowiek szczęśliwy?

Dokoła promiennej postaci pana Kiercza snuła się jakaś nieuchwytna, dziwna poezja, jak tęczowe obrzeże dookoła latarni. Było mu też dobrze na świecie i dobrze było każdemu, co się z nim zetknął, wielką jest bowiem korzyścią dla człowieka spotkanie z mędrcem, który nie potrzebując wiele, w szczęściu chadza i w pogodzie ducha. Pan Kiercz wprawdzie nikomu