Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/164

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 158 —


Zauważyłem, że ten szelma Szczygieł ciągle się w środku zaśmiewa, nie mogłem zaś odgadnąć powodu. Ponieważ miał wyraz twarzy człowieka, któremu za pięć minut mają robić śmiertelną operację, to był znak niewątpliwy, że ten wesoły człowiek ma jakiś doskonały powód do radości; korzystając więc z odwrócenia ogólnej uwagi, biorę Szczygła na stronę i pytam wprost:

— Słuchaj, Szczygieł, czemu konasz ze śmiechu?

— Ha, ha! — odrzekł mi nasz przyjaciel takim smutnym głosem, że się serce krajało.

— Czemu się śmiejesz?

— Wesoło! — odrzekł Szczygieł.

— Ale czemu ci jest tak wesoło?

— Kawał! — mówi ta małpa.

— Jaki kawał? - pytam niespokojny.

— Wesoły! — odpowiada mi ten baszybużuk. Machnąłem więc ręką, uważając, że prędzej się czegoś dowiem od pieca, niż od tego głuchoniemego idjoty.

Nieco przed dwunastą Chrząszcz doszedł do stanu delirycznego; bez większych ceregieli wyrzucił nas wszystkich za drzwi, sam zaś począł chodzić wielkimi krokami po pracowni. Niemal za bramą spotkaliśmy Andziulkę z mamą; skłoniliśmy się głęboko, Szczygieł zaś najgłębiej, poczem rozpoczął jakieś głuche wycie, co oznaczało