Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/160

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 154 —


Milczy, milczy długą chwilę, potem mówi:

— Mój kochany, śpisz?

— Nie śpię, — odpowiadam dość niechętnie, choć mi go żal — czego chcesz Szymonku?

— Niczego... Chciałem ci tylko powiedzieć, że djabli wiedzą, po co ja dotąd łaziłem po świecie. Czy nie prawda?

— Pewnie prawda...

Znowu cicho, tak, że słychać, jak mróz treszczy za oknami. A on znowu swoje:

— Śpisz?

— Nie śpię. Chcesz mi co powiedzieć?

— Tak sobie... Ja uważam, że człowiek jest samotny, jak pies i dlatego tak w duszy parszywieje. A przecież człowiekowi coś się od życia należy?...

— Należy...

— Talent mam i co mi z tego?... Kobieta to jest dziwny twór boski...

— Bardzo dziwny! — odpowiadam, choć nie mogę pojąć, skąd to Szymon nagle wykoncypował.

Po chwili zacny Chrząszcz już nie zapytuje nawet, czy śpię, czy czuwam i gada, choćby wiedział, że go słucha tylko para butów przy jego łóżku.

— Czemu ja się właściwie tak nieszczęśliwie