Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/126

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 120 —

wszyscy pod koniec pewne obniżenie się wytwornej atmosfery, bo się goście, dotąd wyrafinowanie wytworni, uczynili mocno pyskaci. Bal arystokratyczny uczynił się balem ludowym, pokazało się też, że ostatnie tańce prowadził dorożkarz, który przywiózł na bal jakąś aktorzycę.

Ucztując z prosektorjum, nie wiedzieliśmy też, że całe miasto mówi o nas i gdyby bal nasz potrwał był jeszcze jeden dzień, poloneza byłby nam poprowadził burmistrz, a w białym mazurze byłaby wzięła udział cała straż ogniowa i wszystkie kościelne bractwa. Wielki bal w paryskiej Operze nie uczynił nigdy z pewnością tyle wrzawy, gdyż w Paryżu jest po każdym takim balu głośno jeszcze przez dwa dni, o naszym zaś rozprawiano przez trzy tygodnie i to na rozmaite nuty. Uczciwe panny żałowały z całego serca, że na nim nie były, nieuczciwe nie żałowały, bo były wszystkie na balu. Wszystkie zaś matrony, stare wysiedziane kanapy, garnitury zębów w powłoce z żółtej skóry, długoszyjne żyrafy, trumny chodzące, opowiadały o pięknym naszym balu rzeczy niestworzone: żeśmy byli tylko w cylindrach, a panie tylko w pończochach, że na sali stały otomany, żeśmy znieważali trupy, z którymi tańczyły aktorki, że damy miały karnety, przywiązane na wstążeczkach do nagich piersi, że jakąś niewinną panienkę, która przez pomyłkę