Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/115

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 109 —

czesnym panieńskim tytule, nie stanowiło w tym względzie najmniejszej przeszkody. Damy miały zagwarantowaną osobistą nietykalność, pozostawionem jednak im zostało prawo inicjatywy, w razie, gdyby z nich która nagły poczuła w sercu dreszcz. Więcej już z kurtoazji dla dam, uczynić nie było można. Byliśmy co prawda przekonani, że każda z dam, na bal nasz zaproszonych, mogła by być damą dworu najwspanialszej królowej, ale — afrykańskiej, gdzie cały dwór chodzi na goło. Niedoświadczonych ludzi mogło jednak przerazić to przedewszystkiem, że wszystkie nasze damy przywykły raczej do rozbierania się, niż do ubierania, — bez złej myśli, broń Panie Boże! — lecz z fachu, były to bowiem w przeważnej części aktorki i modelki. Znałem jednak, zaprzysiężony znawca zwyczajów i obyczajów kobiecych, ten szczegół z kobiecej psychologji, który orzeka, że kobieta nigdy się nie gniewa, jeśli się ją ujrzy nagą, pogniewa się jednakże śmiertelnie, jeśli się ją widzi rozbierającą się.

Byliśmy jednak pewni swego, gdyż przewidzieliśmy wszystkie możliwe wypadki. Z góry był nawet wyznaczony do funkcjonowania na sali sąd honorowy, przypuszczaliśmy bowiem, nie bez racji, że tam, gdzie będzie kilku poetów, kilku malarzy i kilku aktorów, nie obejdzie się bez awantury i bez tego, aby ktoś komuś w towarzy-