Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/104

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 98 —

zwyczajnie rozwinięty zmysł obserwacyjny. Wreszcie powiada ni z tego, ni z owego:

— Panowie dawno jedli?

Ja spojrzałem na Chrząszcza, Chrząszcz na mnie i nie wiemy, co ma znaczyć takie pytanie i Chrząszcz wybłąkał wreszcie: — Och, tak, prawie... owszem... — No, to bardzo dawno! — mówi gość, który niewiadomo jaką metodą wywnioskował to z kryształowo przejrzystej odpowiedzi Chrząszcza.

Potem zaczął przeglądać pilnie stosy obrazów, z których najlepsze leżały pod piecem i wziął do rąk jeden, którego ja używałem do zastawiania dziury w szybie. Patrzy, patrzy, wreszcie mówi:

— Panie Chrząszcz, ile pan chce za to płótno?

— Za to płótno, — powiada zdumiony malarz, — chcę dwa ruble trzydzieści kopiejek, botyle kosztowało.

— A za obraz?

— Gdybym miał pewność, że pan jest warjat, to bym zażądał pięć rubli, ale ponieważ pan na warjata nie wygląda, więc niczego nie żądam.

Gość na to nic, tylko wyjmuje całą paczkę banknotów, wybiera z tego trzy papierki po sto