Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/96

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
78
KORNEL MAKUSZYŃSKI


— Bądź łaskaw teraz nie przeszkadzać, bo ludzie na nas patrzą.

— Ależ ja go zupełnie nie znam.

— Nic nie szkodzi, przedstawi ci się w antrakcie.

Stary mąż był teraz w zezowatej rozpaczy, albowiem jednem okiem musiał strzec aktora na scenie, drugiem poety — z tylnego rzędu; pomazaniec zaś boży, zrozumiawszy w lot sytuację, patrzył trochę drwiąco na starego męża.

Przedstawili się sobie w antrakcie.

Mąż był oburzony; mówił potem do niej:

— Proszę ciebie, ten chłystek wyraźnie ze mnie drwił.

— Widocznie dawałeś mu do tego sposobność.

— Chociażby, moja droga, ale taki smarkacz powinien uszanować moje siwe włosy.

— Nie mógł tego uczynić, bo je przecież farbujesz.

Stary mąż był w tej chwili tak bliski płaczu, jak śmierci.

Biedny jest każdy stary mąż.

Ale to wszystko nie było najgorsze; były potem rzeczy więcej trapiące starego męża.

Był czas przedwielkanocny, kiedy omal nie wybuchła tragedja pomiędzy starym mężem i młodą żona. Niewiasta ta bowiem nie zauważyła jednego dnia, że biedak wyszedł za nią z domu i ukrywając się za węgłami murów, towarzyszył jej gdzieś bardzo daleko... Z przerażeniem spostrzegł, że weszła w jakąś bramę. Nie miał odwagi pójść za nią.

— Zaczekam, — pomyślał, — może poszła do znajomych.

Stanął w bramie naprzeciwko i czekał. Dusza aż się w nim wiła z rozpaczy. Byłaby się jednakże powiesiła na szelkach, ujrzawszy, że młoda żona zadzwoniła dyskretnie u parterowych drzwi; kiedy je otwarto, weszła cicho, z grymasem niby strachu. Stał przed nią bezecny pomazaniec boży, który jej w kark dmuchał w teatrze.

Uważała za stosowne zdziwić się w pierwszej chwili:

— Ach, to ty!

— Czyżbyś szła gdzie indziej i pomyliła się o drzwi?

— Niemądry dowcip.