Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/72

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
56
KORNEL MAKUSZYŃSKI


— Zaraz! przepraszam cię, — te ostatnie słowa pewnie w nawiasie.

— W istocie.

— Naturalnie. Ale ja znam literackie rzemiosło! No i...

„...Idzie przeto do ciebie dusza moja...“

— Sama?

„...dusza moja. Przyjmij ją jak król...“

— A mówiłam, byś wziął czysty kołnierzyk. O!

„...i niech dobroć twoja wyciągnie ku mnie ramiona...“

— No taaak!

Cisza.

Strasznie nudno.

Z pogniłych tuberoz ciało odpada. Woń ich usiłuje pełzać, lecz jest bezsilna.

— No taak... Napisane krwią. Bardzo kochasz?

— Mam na oczach mgłę. Mam zawrót głowy. Oszalałem... kocham...

Wtem się zerwał z fotelu blady poeta w czarnym tużurku. Chwycił szklankę z wodą i szczoteczkę do zębów. Począł płukać usta i myć zęby.

— To jest wyrafinowana kultura — zauważyła chuda miss Śmierć.

A poeta otarł spocone czoło.

— Nie myłem tydzień, — rzekł — a dziś przyjdzie do pocałunków...

— No taaak... — mruknęła chuda, angielska miss Śmierć.