Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/59

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



Piękna pani, podobna do orchidei, która się ubiera u najdroższej krawcowej, piękna pani ze złotawym połyskiem oczu, z nogą nieco za grubą, piękna pani zawsze w przecudnych sukniach, zawsze w oberwanej halce i zawsze w przepysznej bieliźnie (niewiadomo gdzie człowiekowi zdarzy się rozbierać — któż to wie!?) — piękna ta pani ma męża od lat trzech i kochanków, od lat czterech.

Piękna pani tedy ma teraz również kochanka. Kochanek dla kobiety jest czemś koniecznie potrzebnem; zaprawdę że to nie paradoks. Gdyby Marynia Połaniecka miała była kochanka, powieść polska byłaby bardziej zajmująca, niż jest; ale Marynia Połaniecka kochała się w polskich żabach. Instytucja kochanków została legalizowana, termin się utarł i nic już na to nikt nie poradzi. Kobieta może być nawet uczciwa, — ale kochanka mieć musi. Może to być ostatniego rzędu idjota, kobieta będzie go ceniła mniej niż podartą pończochę, ale pójdzie do jego mieszkania. Jakto? Ta ma kochanka i tamta go ma, a ja mam być od macochy? Ten pali papierosy, ten zażywa morfinę, a uciemiężonej kobiecie nie wolno zaznać wzruszeń ukrywania się przed kamienicznym stróżem, jeżdżenia w zamkniętej dorożce, wyczekiwania w cukierni albo w kościele, uciekania tylnemi schodami? To jest romantyzm kobiecej duszy i jej poezja. Potem się mówi: och! co ta kobieta przeżyła! Nie żal jej będzie umierać...

A kiedy idzie ulicą, ludzie mówią: to jest ta, co ma kochanka.

Duma podnosi jej suknie na piersiach, chciałaby, by o tem wiedzieli wszyscy, oprócz męża naturalnie.