Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/40

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
28
KORNEL MAKUSZYŃSKI

roboty, szemrały cicho, aby nie pobudzić śpiących w gałęziach aniołów.

Ze srebrnej wody, ociekającej księżycem, wychylił potworny łeb krokodyl i patrzył w księżyc, smętny bardzo. I jakby dwie łzy potoczyły się mu z kaprawych oczu.

Noc rajska śpiewała:

— A iżeś dał radość wszystkiemu stworzeniu, pochwalony bądź, Panie! Panie! Panie!

Iż nie chodzi samotny nikt, lecz słońce z księżycem, z lwicą lew, wilk z wilczycą, a z niewiastą swoją człowiek, pochwalony bądź Panie!

Oto Ciebie wielbi słowik i krokodyl Ciebie wielbi, i wszystko stworzenie rajskie...

Orkiestra żab zarechotała woddali, księżyc westchnął i w górę się nieco uniósł, wonie wstały z kwiatów, otarły się o siebie czuby palm, dreszcz rozkoszny czując.

Dwie młode małpy, rozmarzone nocą, zwarły się w nieprzystojnym ruchu, piszcząc. Jakiś Anioł krzyknął przez sen, nawoływały się puhacze; jakże cudny był raj w tej chwili!

Hewa szła nocą, zapatrzona w księżyc i wzdychała.

A tuż za nią szedł ostrożnie stary, łysy szympans, ocierając niespokojnie nogę o nogę.

— Gdzie mieszkasz? — zamruczał szympans w małpim dialekcie.

— Na kokosowej palmie koło rzeki, tam, gdzie słońce wschodzi.

— To tam, gdzie jest gniazdo nakrapianych wężów?

— Tyś powiedział.

— Aha! To już wiem. Co czyni Adam, mąż twój?

— Poszedł nocą.

— Aha!

Weszli na pole trzciny cukrowej, uprawianej dla Aniołów; w środku pola na kiju widniało oko Opatrzności, aby odstraszyć wróble.

— Miłujesz swego męża, niewiasto?

— Mąż mój jest poczciwy i głupi.