Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/183

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
153
MEFISTOFELES

na rewolucyjność, gadanie bez przekonań, filozofja bez kręgosłupa, rzecz przytem tchórzliwa, szablon i nędza. Ohydna prawda wyłazi z pańskiego kłamstwa, jak wnętrzności z rozprutego żelazem brzucha, ta podła prawda, która dlatego chodzi naga, bo jest żebracza i nie ma się w co przyodziać. Głupia prawda, filozofie!

— Pan się djablo uprzedził, Mefistofelu...

— Nie, kochany panie, tylko pan pochodzi z tej czeredy, która szpik ma w kościach wyschły do cna i nie widziała nigdy słońca. Pan się, filozofie, wywodzi z tego ohydnego tłumu, który dusze powyciskał, jak cytryny, tak, że zgniłe są, pomarszczone i żółte. Niekształtną pałubę z życia sobie pan zrobił na starość i czci pan bałwana. Pan nie umiał być lekkomyślny, nigdy i w niczem. Szaleństw od pana się już nie żąda. Pan, drogi filozofie, nie miał nigdy odwagi skoku, pan wciąż tylko pełzał, gryząc ziemię, jak gad. A to może dobre dla chwały niebieskiej, po odpowiedniem nawróceniu się, dla uczynienia zadość formalnościom. Dedalom i innym takim aeronautom wstęp do nieba wzbroniony.

Spojrzał na filozofa zpodełba.

— Pana to dziwi, co ja mówię, nieprawdaż?

— W istocie...

— Nic nie szkodzi... Cieszy mnie, że pana jeszcze cokolwiek dziwi; człowiek, który się już niczemu nie dziwi, ma pewnie znieczulony mózg. Paralysis.. A widzi pan, ja to mówię, gdyż ja jestem stary romantyk. Na tem wykrzywionem obuwiu mam jeszcze pył z lepszych dni... Widzi pan — o! — szpadę jeszcze noszę, bo mnie to bawi, tak, bawi mnie i przypomina mi rzeczy milsze ponad wszystko. Miałem swoje piękne szaleństwa, a teraz żyję wspomnieniem, poezją wspomnień i poezją szaleństw, po których mi nie zostało nic, prócz tej długiej szpady i tego koguciego ogona, co mi się nad czołem chwieje...

Skłonił głowę na piersi i zamyślił się. Długie nogi wyciągnął przed siebie i milczał długo. Potem, odetchnąwszy, zaczął mówić ciszej i jakby ze smutkiem: