Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/173

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



Filozof pewien położył się na łożu i obrócił się twarzą do ściany aby umrzeć; myślał biedak, że to tak łatwo. Filozof to jest zawsze człowiek naiwny, taki, który sądzi, że można umrzeć przez roztargnienie, albo wtedy, kiedy się komu podoba. A to nieprawda.

Umrzeć wolno człowiekowi, który tego nie chce. Można ominąć to prawo, chcieć i powiesić się, ale przecież filozof nie będzie się wieszał, jak byle jaki rozsądny człowiek.

Oto filozof ten przeszedł wszystko piekło ziemskie. Był pełen wiedzy, jak encyklopedja na raty; miał loty górne i spadał, miał pomysły ogromne, ale nie mógł znaleźć wydawcy; wiedział tyle, ile nie wiedział żaden z jego współczesnych. I nie zdało mu się to na nic. Więc przyszła na niego najpierw zgryzota i smutek, a potem melancholja, nieskończona melancholja, stworzenie, które powiek nie ma u oczu, melancholja, wychudła utrzymanka poetów, kuzynka nocy i śmierci.

Filozof siadywał w wypłowiałym fotelu i patrzył przed siebie; na oczach miał mrok, który się w nie sączył z mózgu. Przyszła na niego bezwładność, a pierś mu gniotło coś niezmiernie ciężkiego, czego nie mógł zepchnąć ostatnim wy-