Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/167

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
139
HISTORJA O MALARZU

miałem fraka, tom tak poszedł jak Adam... Słowo daje. Furorę zrobiłem, bo musisz wiedzieć, że jestem tak zbudowany ładnie jak kobieta.

— E!

— Słowo uczciwości... Cały bal za mną biegał.

— Wystawiałeś w Salonie?

— W Salonie? Ktoby tam wystawiał! Same knoty. Francuzy mydłkowate... Byłem z obrazem i na pysk mnie wylali. Małpy berberyjskie. Śliczny obraz! Stoi uważasz, koło płotu dziewczyna całkiem zezowata; trzyma w ręku kawkę. Obraz nazywa się „Nieśmiertelność“.

— Bardzo słusznie się tak nazywa. I nie przyjęli?

— Powiadam ci, że mnie na pysk wylali. Pytają się mnie, co to jest ta dziewczyna? — Życie, powiadam. — A ta kawka? — Powiadam, że dusza. Życie schwytało duszę i więzi ją. A ją woła nieśmiertelność. No, czy nie mam racji?

— I życie było zezowate?

— Naturalnie, bo powiedz sam, czy tak nie jest. Więc kto jest idjota, ja czy oni?

— Ich nie znam...

— A no właśnie. No i tak... A ty tu długo myślisz leżeć?

— Do śmierci.

— To z jakie trzy dni w każdym razie?

— Może trzy, może mniej.

— To ci pieniądze żadne nie potrzebne?

— Żadne. Chciałeś mi co dać?

— To nie, ale może ty co masz?

— Mam w banku angielskim, dam ci czek...

Przyjaciel posmutniał.

— Jeszczem na ciebie tylko liczył. Myślałem: umiera, więc mu już niczego nie trzeba. No i czy życie nie jest zezowate?

— Owszem, przyjacielu. Nawet z egipskiem zapaleniem oczu. Owszem. Ale słuchaj no, ty. Sytuacja nie jest bez wyjścia.

— Wolałbym wyjście bez sytuacji.