Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/149

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
123
KOBIETA Z SERCEM


— Gdzieżeś była tak długo?

— Wcale nie długo.

— Trzy godziny, po ulicach się nie chodzi przez trzy godziny.

— Rzeczywiście, masz rację, ale, uważasz, wojsko szło i musiałam poczekać aż przejdzie. Nie można się było przedostać przez ulicę. To potworne, powinni zabronić.

Malarz zobaczył cukry.

— A to co?

— To?

— Aha!

— Jakto co?

— Te cukry.

— A! ty o tem mówisz? To cukierki.

— Ja widzę, że cukierki, ale skąd to?

— Co, te cukry?

— Aha, te cukry...

— Jakto, skądżeby mogły być?

— Właśnie o to pytam.

— O co? No cóż... cukierki!

Trzasnął drzwiami i poszedł malować.

Raz zobaczył u niej prześliczny pierścionek z brylantem.

— Moja kochana...

— Co takiego? Możeś głodny?

— Nie; skąd ty masz ten pierścionek?

— Który? tę obrączkę?

— Nie, nie, tę obrączkę...

— Ten? To po matce...

— Nie, nie o ten mi idzie, o ten z brylantem.

— Który? Ten?

— Ten!

— Rzeczywiście, bardzo ładny pierścionek.