Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/115

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
95
LUDZIE TRAGICZNI


— Nic... nic... jakiś głuchy ból...

I ten głuchy ból czyni z niej Niobe, czyni z niej istotą boską, która tylko przez jakąś pomyłkę ideową spełnia rozmaite funkcje fizjologiczne.

Pochwalona niech będzie kobieta!

Kobieta, która cierpi...

Która łka i płacze.

Która od ust dzieciom odejmie, a kupi sobie jedwabną halkę, aby się dzieci potem nie wstydziły za matkę.

I pomyśleć sobie, że istnieje gdzieś na świecie kraj, gdzie pannie młodej w dniu wesela wybijają kołkiem dwa przednie zęby i że są ludzie, którym się to podoba.

Pochwalona tedy niech będzie kobieta, nawet ta bez zębów.

Śmierć umiłowała ją, a ona śmierć.

Kobieta jest tragiczna...

Właśnie jedzie dwukonną dorożką, mocno zawoalowana i rozgląda się na obie strony.

Zanim wysiadła, rozejrzała się bacznie po ulicy, a potem, udając, że się nie spieszy, weszła na schody.

Dzwoni.

Ach, jak kobieta ślicznie dzwoni, kiedy jej się zdaje, że się boi!

Wyszedł on, spojrzał na nią, a chwyciwszy wzrokiem beznadziejnie smutny wyraz jej twarzy, w jednej chwili stał się smutny, jak niezapłacony weksel, jak krawiec, jak anioł w Wielki Piątek, albo jak polskie pismo humorystyczne.

— To ty?

— Ja... Zamykaj prędko, zdaje mi się, że ktoś szedł za mną.

— Uspokój się, dziecko drogie. Nikt nie idzie.

Weszli do jego gabinetu, który wyglądał trochę tak, jakby tu mieszkała kokota, albo inna dewotka.

Czekał co będzie, nie wiedząc, co w niej dziś siedzi.

Ona stała chwilę, wsparta o framugę drzwi, potem jak lwica, która dostała nagłych drgawek, rzuciła mu się do nóg, łkając.