Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/105

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 87 —

Bo wa wieta, że jo nie beł na wesoci szkole,
Jeno uczeł sę draszowac cepami w stodole.
Ciejm beł knopem, tej żem posoł celęta na smugu,
A dzys chodzę, jako parobk, ze sochą prze pługu.
Jo ty mowe sę nauczeł le tak sąm od sebie —
Niech więc będze pochwolony Jezus Chrystus w niebie.

Muzeka Jagatci.

Pani sę ta prośba drużbę srodze podobała,
Więc gęsego z butli wina w cieliszk mu nalała.
Drużba wepieł na ji zdrowie, czemu beła rada,
Podzękowoł a tej poszed dali do sąsada.
Znowu mocno z pistolita polnąn so dwa raze,
Że na wszesciech scanach święte zadrgnęne obraze.
Ciej to drużba prawieł mowę, tej z komorci w boku
Wetknąn główkę jacis amnioł w osemnostym roku
I le mrugoł wstecz na drużbę, jak ciej trus, oczkami,
Ale skorno drużba weszed, zdzinąn za dwierzami.
Tej Czorlińsci sę zapytoł organiste drucha,
Co za jedna tam w komorce kryje sę dzewucha.
Organista sę usmniechnąn, otworzeł komorkę
I pokozoł szlachcecowi swoją pannę corkę.
Bjałka nogle sę na lecach ogniem zapoleła
I sucienkę, chtorną szeła, z ręku upusceła.
Szlachcec zwinnie tej przeskoczeł, podoł ji sucienkę,
Czym natechmniast so pojednoł urodną panienkę.
Schylo główkę i goscowi skłodo swą podzękę,
A, ciej ojc ji koże, nawet podowo mu rękę.