Page:Hrabia Emil.djvu/46

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

dobrze idzie w Śniwodzie, pięknym majątku, który miał pan Bietowski o parę mil od Skaliczny. Chciał dowiedzieć się o więcej rzeczy, ale było mu trudno.

Pan Bietowski dawał odpowiedzi wesołe i gładkie. Był to duży, tęgi, siwy już człowiek. Z próżnością podkreślał szlachecką swobodę manjer, umyślne prostactwo, którem się chlubił. Grał całe życie rolę dobrodusznego hobereau. „Ja się tam nie rozumiem na waszych finessach“, mawiał. Tą manierą przypominał Emilowi cokolwiek pana plenipotenta Czabarowskiego, którego ordynarne wyrazy i ekonomski ton głosu były jedną z ostatnich rozrywek ojca. Pan Marek też chętnie pomstował na kłamłiwość ludzką, na fałsz stosunków towarzyskich. Ze swej strony był jednak w miarę opanowany i w sytuacji swej zachowywał właśnie tyle fałszu; ile należało. Emil czuł mu się za to obowiązany.

— Winszuję licencjatu, chłopcze, — mówił gromko stary przyjaciel. — Wyglądasz, jak lew. Zrobiłeś się naprawdę przystojny. Musisz zaprezentować się paniom.

— Paniom? Więc są już — spytał Emil zmieszany.

— A jakże. Jest przedewszystkiem nasza kochana księżna, uroczy dydelf, obwieszony aż czterema dziewczynkami.

Emil wyraził podziw.

— Nie, najstarsza to pasierbica. Dalej: młodziutka siostra męża, niebezpieczna księżniczka. Ady Jahniatyńskiej nie znasz? Zobaczysz: to już panna całkiem, całkiem nowoczesna. Księcia niema. Obie są pod kontrolą starej księżny.

Przechadzali się w ciągu godziny. Emil doznawał przymusu. O matce nie mówili ze sobą wcale. Myśleli zapewne obaj.

44