Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/186

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Cóż znowu? Cóż znowu — ?

Matka siedziała tu, tu na tem samem miejscu, nie ruszała się stąd przez cały czas, ani dziś, ani w innych nocach. Ciało jej nie ruszało się, ciało nie! Ale — duch jej?

I stąd — z tego miejsca — szary kot —

Potem matka — nasza matka —

Skombinuj sobie to, bracie, jeśli potrafisz! Szary kot łaził po grobach...

∗             ∗

Gdym schodził nazajutrz zrana na śniadanie, serce lekko mi biło. Ach może to wszystko tylko mi się śniło.

Matka siedziała spokojnie i piła herbatę. Na lewem uchu, całkiem u góry, z brzegu, miała mały, czarny plasterek.

„Co masz na uchu?“ zapytałem.

„Nie wiem“, odpowiedziała zupełnie spokojnie. „Zapewne się skaleczyłam, ale nie wiem w jaki sposób. Poduszka ma była dziś zrana zupełnie zakrwawioną.“

Brzmiało to zupełnie niewinnie, zupełnie szczerze — nie, nie mogła tego udawać!

— Tak już jest: matka jest wilkołakiem i nie wie o tem!

∗             ∗