Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/174

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

do przytomności. Pierwszą jej troską było obmyć sobie ręce i wyszczotkować ubranie. Potem po prosiła, by odwołano lekarza i powóz, kupiła tuzin jaj i najspokojniej, jak gdyby nic nie było zaszło, wróciła do domu z małą towarzyszką swą. Spotkałem ją właśnie przed bramą. Dziecko drżało jeszcze wskutek strachu przebytego i ledwo było w stanie wypowiedzieć słowo. Matka wzięła je na górę i darowała mu książeczkę z bajkami i czekolady — o zdarzeniu dowiedziałem się dopiero nazajutrz. Automobil zaś był zupełnie rozbity; szofer zraniony śmiertelnie. Jest teraz na drodze polepszenia i zdaniem lekarzy wyzdrowieje zupełnie. Matka odwiedziła go w szpitalu. On sam sądzi, że zawdzięcza to nadspodziewanie szczęśliwe i rychłe wyleczenie się o wiele bardziej naszej matce, aniżeli lekarzom.

∗             ∗

Czasami, o zmroku, matka siedzi w ogrodzie i opowiada dzieciom z sąsiedztwa bajki. Te siedzą naokoło niej i gapią się na nią dużemi oczyma i rozwartemi ustami. Zajmowało mnie, czy opowiada im o „Sneewittchen“, czy o „Ruebezahlu“, o „Wytrwałym żołnierzu cynkowym“, czy o „Dziewczynce z czerwoną czapeczką“. Usiadłem więc pewnego wieczora w pobliżu i zakryłem się gazetą. Nie opo-