Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/170

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

miałem jeszcze sposobności, obserwować. Ci „inni“ zaś są ludźmi wszelkich stanów i zawodów. Zadałem sobie trudu wypytywania się niemal każdego, który przychodził do nas, począwszy od rzemieślników i dzieci z sąsiedztwa, a skończywszy na artystach, profesorach, lekarzach, i bankierach. Stosownie do wykształcenia swego adwokatach i do kierunku swego umysłu, każdy to w inny sposób interpretował. Jeden, ruszając ramionami, mówi o przypadku, drugi, z pewnym dreszczem o tajemnej jakiejś władzy. Lecz — faktu samego nikt nie zaprzecza. Oto przykład: służąca, której matka dużo uczyniła dobrego, uciekła pewnego dnia, okradła ją w sposób najnikczemniejszy. Ochłonąwszy z pierwszego strachu i stwierdziwszy jako tako rozmiary kradzieży, oświadczyła, że Kasi — tak było na imię dziewczynie — niebawem przydarzy się wielkie nieszczęście. Nie minęło dziesięć dni, a wyciągnięto z Renu trupa służącej. Płynęła łódką wraz z innymi i utonęła, gdy łódka przewróciła się w falach parowca, podczas gdy wszystkich innych ocalono. Kiedyindziej kuzynka, prowadząca matce książki, stwierdziła, że w pewnym interesie, w którym od lat kupowała, systematycznie ją oszukiwano. Matka bardzo tem się gryzła, nie dla straconych pieniędzy, a jedynie dlatego, że miano ją za tak głupią, że