Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/142

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

wylazłeś z całego tego błota. Skręciłem światło w miłem przekonaniu, że uczynię nazajutrz pierwszy raz coś niezmiernie mądrego. Sypiamy zazwyczaj doskonale, Ty i ja; może to nas tak dobrze konserwuje. Dwie minuty po nakryciu się kołdrą — zasypiam mocno — dziś tak samo jak było zawsze. Ta noc była jedną z nielicznych w mem życiu, w której nie mogłem spać. Nie, żebym myślał nad czemśkolwiek. Lecz we mnie coś myślało. Było, jak gdyby coś obcego we mnie pracowało, by z ukrytej jakiejś głębi wydobyć uśpioną myśl. „Ja“, t. j. świadomość ma, przypatrywała się temu — miałem uczucie dziwnej ciekawości, czy owa myśl, która mi zresztą była zupełnie obojętną, wydobędzie się na jaw, czy nie. Szło to tak przez chwilę, potem próbowałem oderwać się od tego i wyobrazić sobie świadomie coś innego. Najbliższym dla mnie przedmiotem była naturalnie ma narzeczona. Wyobrażałem sobie tedy, jak wyglądać będzie w welonie ślubnym i z kwieciem pomarańczowem. W tej samej chwili atoli czułem, że owa utajona myśl, błąkająca się w podświadomości mej musi być właśnie w jakimś związku z mą narzeczoną — z narzeczoną w welonie i z wieńcem ślubnym. A za chwileczkę myśl ta wyskoczyła na jaw — i wbiła szpony swe w mózg mój,