Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/110

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Potem nazajutrz do hotelu. Wyjechała z panią razem, gdyś pani opuściła Londyn.“

Popielata dama kiwnęła głową. „Tak, tak było. Jeździła za mną, tak jak pan to czyniłeś, pułkowniku. Narzucała mi się zupełnie tak samo jak pan z uczuciami swemi, z których przy najlepszej chęci skorzystać nie mogłam — tak samo jak z pańskich. Żałuję, pułkowniku, lecz jestem tylko słabą jednostką, niech pan o tem nie zapomina! Jak pan może żądać odemnie, bym się oddawała każdemu człowiekowi, mężczyźnie czy kobiecie — tylko dlatego, że mnie pożądają?!“

„Siostra ma wróciła do Londynu“, rzekł pułkownik, „dwa tygodnie po śmierci braci mych. Poszła za nimi — znaleziono ją zatrutą z fotografją pani w ręku“.

„Ale pan, panie pułkowniku, pan żyjesz jeszcze!“, rzekła Marja Stuyvesant. „Żyjesz po to, by mnie pociągnąć do odpowiedzialności za coś, za co pan nigdy byś nie był znalazł najmniejszego wyrzutu, gdyby się było przydarzyło komu innemu.“

Pułkownik krzyknął: „Żyję — bo śmierć mnie nie chciała! Kochałem panią od tego dnia, w którym panią ujrzałem. Jestem z panią związany przez trzech uśmierconych — w tych długich latach nigdy nie miałem innej myśli jak tę jedną: Marja Stuyvesant!