Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/109

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

w sobie — pani sobie przypominasz, który z utworów jej mam na myśli. Well, to co pani tam poruszyła, było właśnie tem, co się działo z braćmi mymi. Pani zapewne nie wpoiłaś w duszy ich tej nieszczęsnej miłości, lecz dzięki pani miłość ta — która inaczejby nigdy nie była przekroczyła granic niewinnego przywiązania braterskiego — rozkwitła bujnie. Nauczyłaś pani braci mych, że wszystko, co ma korzenie, ma też prawo kwitnąć i nosić owoce; przez panią ci dwaj zrozumieli dopiero, co właściwie w nich żyło. Potem przyszło, co nadejść musiało — ci dwaj poddali się silnemu uczuciu swemu. Ja już po sześciu tygodniach o tem wiedziałam — po sześciu miesiącach wiedziała o tem służba — po roku wiedział o tem cały Londyn. Gdy bracia moi — obaj oficerowie terytorjalni — przy wybuchu wojny zgłosili się do pułku swego, przyjęto ich lodowato. Szukano wymówek — wreszcie odprawiono ich krótko. I obaj zastrzelili się — razem, tej samej nocy!“

„To bardzo smutne“, rzekła pani Stuyvesant. „Nie widziałam nawet tych panów, pułkowniku; zapomniałeś pan przedstawić mi ich.“

„Ale widziałaś pani siostrę moją, nieprawdaż?“ krzyknął pułkownik. „Przyszła do pani po odczycie.